Bullshit zwany rozwojem osobistym

Długo zastanawiałem się czy poruszać taką tematykę na blogu. Z jednej strony nie mam na celu wymądrzania się i mówienia innym jak mają żyć. Bardzo wkurzają mnie wszelkiej maści guru obwieszczający, że będę lepszym człowiekiem, jeżeli wytrzymam tydzień bez Facebooka. Z drugiej zaś strony nie widzę możliwości, aby to co będę pisał o prowadzeniu firmy, blogowaniu, podróżach, czy rodzicielstwie, stworzyło spójną całość bez pokazania jak wygląda moja praca nad sobą i droga do życia w równowadze. I mam tu na myśli zarówno sukcesy jak i porażki.

Musisz też wiedzieć, że zaczynałem w tej „branży” jako pryszczaty, potwornie nieśmiały piętnastolatek, który pewnego razu żywo zainteresował się wszystkim, co związane z byciem najlepszą możliwą wersją samego siebie, ot żeby nie bać się zagadać do dziewczyny. A teraz, kiedy już nie mam potrzeby zagadywać do nieznajomych, próbuję znaleźć dobry balans i dążę do życia w równowadze. Bo mam już dużo i chcę to wszystko dobrze poukładać.

Brzmi może nieco pokrętnie, ale trudno mi to nazwać „rozwojem osobistym”, bo im bardziej zgłębiam tą tematykę, tym bardziej termin ten kojarzy mi się źle. Na blogu zamierzam opisywać wszystkie moje przygody związane z tym obszarem życia, dlatego kolejny akapit to będzie lekkie narzekanie, ale koniec końców pokażę, że praca nad sobą i stałe poczucie własnej zajebistości to nic wielkiego. Ta niełatwa pozornie praca może być przyjemnością. A zamiast rzucać się w objęcia drastycznej „umysłowej diety” i kilka dni lub tygodni później doświadczyć efektu JOJO, lepiej robić drobne kroczki do przodu.

Zły start

Wystarczy, że w Google sprawdzisz wyniki wyszukiwania na hasło „rozwój osobisty” i zaraz dostaniesz w twarz zdjęciami wszelkiej maści guru sprzedających książki, kursy, mówiących jak masz żyć, co jest najlepsze, jak długo musisz przeżyć bez Facebooka. Mentor z obrazka, trzymający dłoń na brodzie w pozie myśliciela nakaże szukanie gdzieś głęboko ukrytego potencjału do zostania multimilionerem i liderem galaktyki. Tu i teraz! Nie trać kolejnego dnia. Działaj, działaj, działaj, szybko! Czas leci!!!@!@!@!

…i ma nasz guru na wszystkie problemy po 5 lub 10 sekretnych sposobów. A ja przecież tylko chcę…

Cieszyć się życiem i miło spędzać czas

Nooo i jeszcze nienawidzę swojej pracy, mam szefa barana… Na to jednak w Google nie ma prostej recepty, a przynajmniej nie ma jej na pierwszej stronie wyników 😉 Im więcej poznaję przeróżnych historii, porad i sprawdzonych sposobów na X czy Y, tym wyraźniej widzę, że brakuje rzetelnej i powszechnie dostępnej wiedzy na temat zupełnych podstaw. A przeciętna książka o samorozwoju gwarantuje już na okładce zdobycie milionów, albo osiągnięcie nirvany w mniej więcej tydzień.

Od czego zacząć pracę nad sobą?

Chwilami udaje mi się godzić role męża, taty, przedsiębiorcy, blogera, startupowca i nadążać za zapieprzającym światem. Składa się na to wiele czynników:

  • odpowiednie odżywianie
  • mądre zarządzanie snem
  • niezbędne minimum aktywności fizycznej
  • techniki związane z produktywnością
  • okiełznanie syndromu superbohatera
  • zdrowe podejście do porażek
  • ustalanie priorytetów i beznamiętne odpuszczanie tego, na co nie starcza doby
  • planowanie nie na kolejny tydzień, ale na rok do przodu
  • ciągłe zadawanie sobie kluczowych pytań typu „dlaczego to robię?”, „gdzie zmierzam?”

Dojście do większości z wymienionych rzeczy zajęło mi dobre kilka lat. Nadal mam wiele do poprawy, muszę się dużo nauczyć, ponoszę porażki, stresuję się i widzę, jak wiele rzeczy mogłem zrobić lepiej. Widzę jednak podstawowy fundament tego, że dobrze mi we własnej skórze, że jestem szczęśliwy:

Ego

Praca nad sobą to cholernie trudna sprawa, tym trudniejsza im bardziej wrośnięte w nas są cudze ideały, normy i jedyne słuszne prawdy. Przecież wszyscy na około biorą kredyt na mieszkanie, lub dom. Samochody bierzemy w leasing, bo sąsiad nie może mieć lepszej fury ode mnie. Urlop w Egipcie, Grecji, Turcji – też na kredyt. Tak właśnie powinno się żyć. Jeść mięso. Obowiązkowo dieta bezglutenowa, bo to modne. I kariera po trupach, żeby na emeryturze nie martwić się o kasę na lekarstwa. Tak piszą w gazetach. Moda, lans, wszyscy na mnie patrzą. Jak coś robisz inaczej, to jesteś dziwakiem, a chcesz być taki jak inni, prawda? Jak śmiesz nie odbijać codziennie karty w zakładzie i mieć własne pomysły na życie?

Bądź sobą, zmieniaj świat dla siebie

Być sobą, zmieniać świat dla siebie

Każdy jest inny, więc nie daj się wtłoczyć w ramy kreślone przez otoczenie czy mądre książki. Kwestionuj WSZYSTKO, zanim przyjmiesz to jako własny punkt widzenia. I pracę nad sobą zacznij od tego, żeby dobrze czuć się we własnej skórze, żeby zaakceptować wszystko, a w szczególności to co chcesz zmienić lub poprawić.

Samoakceptacja

Codzienne spojrzenie w lustro i szczere stwierdzenie: „Siema! Dobrze dziś wyglądam i lubię siebie jeszcze bardziej niż wczoraj!” – to jest moim zdaniem pierwszy i podstawowy etap pracy nad sobą. Stuprocentowa akceptacja samego siebie, z wszystkimi zaletami i wadami. Nie wiem jak Ty, ale mi daleko do ideału. Mam tego…

Świadomość

Świadomość własnych niedoskonałości nie kłóci się jednak z pełną akceptacją siebie, a stąd już prosta droga do ustalenia samemu z sobą, czego na prawdę chcę od życia i w co warto zaangażować swoje siły. I uwierz mi, niezależnie od wzlotów i upadków, taki sposób na życie to najlepsza używka na świecie. Uzależnia jak jasna cholera. Raz coś wychodzi lepiej, a raz padam na twarz. Wtedy wstaję, ocieram kurz z twarzy, uśmiecham się i idę dalej. A gdybym miał przeżyć swoje życie od nowa, to zrobił bym drugi raz to samo.

Pracuj nad sobą, odpieprz się od siebie, rozwal system, nawet jeżeli oznacza to porzucenie medycyny/finansów/prawa na rzecz hodowli kanarków. Nie myśl co ludzie pomyślą, myśl o sobie. Zmieniaj swój świat małymi kroczkami. To bardzo trudne i proste zarazem. Przetestowałem to bardzo dokładnie. Da się.

Ale o tym w kolejnych wpisach.

Na dokładkę polecam dwie rozwalające mózg i skrajnie różne inspiracje:

  • Odcinek podcastu „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy”, w którym Michał Szafrański opowiada Dlaczego warto kwestionować status quo, czyli moja kręta droga do bloga wartego miliony. Krótki wstęp dla zachęty:

    WHY, HOW i WHEN – to najważniejsze pytania, jakie sobie zadaję. Odpowiedź płynie z głębi mnie i często stoi w opozycji do otaczającej rzeczywistości.

  • Blog Bez ego, na którym autorka w rozbrajająco prosty i logiczny sposób tłumaczy dlaczego warto żyć w zgodzie z własnym ja, i jak skutecznie pracować nad sobą. A wszystko to z domieszką filozofii Wchodu i pod hasłem:

    A teraz weź głęboki oddech i wyobraź sobie jak by wyglądało całe twoje życie, gdybyś doświadczał na co dzień: mniej strachu, mniej złości, więcej spokoju, więcej samoakceptacji, więcej odwagi i pewności siebie

Ten wpis jest 1 częścią cyklu, w którym opisuję najważniejsze aspekty mojej pracy nad sobą i dążenia do „życia w równowadze”:

  1. Bullshit zwany rozwojem osobistym
  2. Moja i twoja motywacja

Komentarze: 10

  1. Nie lubię tego całego gadania o rozwoju osobistym właśnie za to oczekiwanie i obiecywanie efektów tu i teraz. Praca nad sobą wymaga czasu, wysiłku i nigdy nie przynosi natychmiastpwych efektów. To budowanie samoświadomości, a nie dostosowywanie się do mainstreamu. Nie będę jeść glutenu, laktozy i cukru, zrobię sobie detoks od FB i będę mega szczęśliwy. Nie tędy droga.
    Fajny wpis! Dziękuję.:)

    1. A ja dziękuję za komentarz! Takie tematy trudno komentować, bo zwykle po przeczytaniu zapala się lampka w głowie „oh wait! to mnie” 😉

  2. Zgodzę się, że „zmiana siebie na lepsze”, „stanie się lepsza wersją siebie” czy jakkolwiek to nazwać, nie jest kwestią jednego dnia. Jest to długa droga, czasami wymagająca wiele pracy ale dająca też masę satysfakcji. Ja też kiedyś postanowiłam zmienić swoje nastawienie. Byłam nieśmiała, wiecznie przejmująca się wieloma rzeczami itd. i nie czułam się z tym dobrze. Postanowiłam coś z tym zrobić. Czytałam rożne publikacje na temat pozytywnego myślenia, rozwoju osobistego itp. Pracowałam nad zmianą swojego sposobu myślenia, dbałam o regularną aktywność fizyczną, przestałam spotykać się z ludźmi, którzy źle na mnie wpływali. Dojście do etapu z którego byłam całkiem zadowolona zajęło mi dwa lata. Nadal są pewne sprawy, nad którymi jeszcze pracuje ale daje mi to na co dzień takiego kopa, którego właśnie potrzebuje 🙂

    Tak czy inaczej jestem o wiele szczęśliwsza niż byłam kiedyś. Każdy do tego dąży więc cieszę się, że pojawia się co raz więcej ludzi, którzy poruszają tego typu tematykę. Świetny artykuł 😉

    1. Dzięki za komentarz i mądre słowa. Właśnie to chciałem w moim wpisie pokazać – nie książka „10 szybkich i pewnych sposobów na X” i próby zmiany siebie w dwa dni, tylko spokojna i systematyczna praca nad sobą, oswajanie się z lękami, obawami, i akceptacja wszystkiego co gdzieś tam uwiera. Po tym najtrudniejszym, pierwszym etapie jest już z górki raczej 🙂

  3. Dobry wpis i jeszcze lepszy blog. Trafiłem tu przypadkiem ale czuję że zostanę na dłużej ;))

Komentarze są wyłaczone.